poniedziałek, 9 września 2013

Budapeszt

Budapeszt, Węgry 

Budapeszt wyskoczył na nas z węgierskich pól niczym ekshibicjonista w Parku Skaryszewskim, lecz pozostawił nieporównywalnie lepsze wrażenie. Stolica naszych bratanków jest urokliwa, potężna i pełna przepychu niczym jedna z Grycanek przed pierwszą randką. Miasto przytłacza swoim rozmiarem tak samo jak wspomniana celebrytka, ponieważ zamieszkuje je ponad 1/5 ludności całych Węgier, co nie pozostało bez wpływu na lokalną kulturę. W szalonym języku Węgrów "wyjazd ze stolicy" oznacza "wyjazd na wieś", także łatwo zauważyć podobieństwo w  mentalności naszych bratanków znad Dunaju oraz mieszkańców grodu Warsa i Sawy.

Węgrzy bardzo poważnie podeszli do zmian ustrojowych oraz kwestii bogacenia się społeczeństwa, dzięki czemu to właśnie ten niewielki kraj zamieszkuje najwięcej milionerów w Europie. Wszystko to za sprawą wyjątkowego kursu forinta węgierskiego, który nadaje kolorytu nawet najdrobniejszym zakupom, bo kiedy płacisz za paczkę parówek garścią bilonu o wartości kilkuset forintów możesz poczuć się jak David Craig w Casino Royal. Oprócz milionerów, węgierska stolica słynie także z niezliczonej rzeszy kontrolerów biletów, którzy ze szczególnym upodobaniem podążają za skąpymi Polakami. Wtedy to lokalna waluta pokazuje swoje drugie oblicze, bo wciskając kilka tysięcy w spoconą rękę węgierskiego kanara ciężko szybko obliczyć, czy oddaje się właśnie równowartość używanej snopowiązałki czy raczej butelki wody mineralnej.

Poza chytrymi stróżami kasowników, Węgrzy zrobili na nas wrażenie nacji gościnnej ponad wszelką miarę. Szczególne słowa uznania należą się młodym mieszkankom stolicy, które chętnie podchodzą do zbłąkanych turystów i bez zbędnej pruderii oferują wspólne oddanie się miłosnym rozkoszom. Praktyczne umysły Madziarek dają jednak o sobie znać, bo w zamian żądają one raczej worka forintów, niż szczerych deklaracji uczuć lub zaproszeń na romantyczny gulasz. Mimo wszystko plus za wzorową postawę należy się tak samo, jak tytuł "Bangkoku Europy", który na dobre już przylgnął do węgierskiej stolicy.

Miasto to nadaje się na miejsce symbolicznego początku podróży po Bałkanach tym bardziej, że swego czasu samo znajdowało się w dzikiej, czyli tureckiej części Europy. W samym Budapeszcie wciąż można poczuć klimat orientu za sprawą wciaż działających tureckich łaźni lub budek z kebabem, które wyrastają na ulicach stolicy jak grzyby po wybuchu reaktora w Czarnobylu. Świat zmienił się nie do poznania i dziś ciężko wyobrazić sobie, że tym położonym 300 kilometrów od polskiej granicy miastem mógł władać turecki sułtan. Można się też pokusić o wykorzystanie chwili tej niespodziewanej zadumy i zastanowić w tym miejscu nad samym pojęciem Bałkan, które definiowane są bardziej przez względy kulturowe niż geograficzne.

Sama nazwa pochodzi od pasma gór w obecnej Bułgarii, które wcale nie należą do największych ani najwyższych na półwyspie. Stara prawda głosi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i maksyma ta znajduje zastosowanie przy określaniu zasięgu Bałkan. Z historycznego punktu widzenia można się pokusić o stwierdzenie, że należą do nich europejskie tereny dawnego Imperium Osmańskiego, które stanowiły przeciwieństwo cywilizowanych państw Europy. Niektórzy wrzucają do bałkańskiego wora wszystko, co tylko jest położone na południu kontynentu, a więc kraje od Słowenii po Mołdawię, lub też zaliczają do niego wąskie grono państw dawnej Jugosławii. Z kolei na zakupionej w Serbii mapie, zatytułowanej "Bałkany", widnieją tereny od Balatonu po Kretę i Izmir, choć nie jest to akurat najsilniejszy argument. Trudno też kłocić się ze stwierdzeniem, że Bałkany są tam, gdzie na każdym kroku możemy kupić burka albo ćevap i zapić to wszystko rakiją. Odpowiedzi na pytanie o zakres Bałkan jest więc mnóstwo i o ile tylko nie umieszczacie ich na wyspie Wolin, to sami macie sporą szansę na udzielenie jednej z poprawnych.


Symbol Budapesztu i duma Węgier, czyli madziarski parlament. Ok, Warszawiacy jednak trochę różnią się od naszych bratanków.

Wnętrze parlamentu. Frekwencja dopisała.




Panorama Pesztu, widok na najsłynniejszy most i trochę mniej znane krzaki w pierwszym planie.

 

Pałac prezydencki nocą. Mają rozmach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz