czwartek, 19 września 2013

Bałkańska archeologia

Bałkany były w starożytności w samym centrum cywilizowanego świata, więc nie powinno dziwić, że na ich terenie znajduje się od groma pozostałości po Starych Rzeczach. Nie wszystkie kraje zostały jednak równie hojnie obdarzone pamiątkami po czasach antycznej świetności. Mieszkańcy radzą sobie z tym problemem z bałkańską fantazją i do zbioru atrakcji turystycznych włączają niekiedy obiekty, delikatnie mówiąc, umiarkowanie malownicze. Trochę coś jak Magda Gessler w skąpym stroju kąpielowym, czyli niby wszystko jest na swoim miejscu, ale bardzo nie chcielibyście tego zobaczyć na żywo. Przedstawiam wam moich dwóch faworytów, z których każdy wniósł niebagatelny wkład w zwalczaniu lokalnego bezrobocia i dał szansę na rozwinięcie literackich skrzydeł twórcom ulotek.

Apollonia, Albania, luty 2012

Luty to chyba najgorszy miesiąc na odwiedzenie Albanii. Zimno, mokro i pochmurnie, a klimatu dodają jeszcze tysiące opuszczonych bunkrów i tony śmieci w przydrożnych rowach. Jadąc tam wiedzieliśmy o Albanii tylko tyle, że leży gdzieś między Czarnogórą i Grecją oraz prawdopodobnie nie zjada się tam turystów. Trochę na ślepo ułożyliśmy nasz plan tygodniowego zwiedzania tego kraju, a na naszej długiej liście znalazły się także ruiny antycznego miasta - Apolloni.

Po dotarciu na miejsce zaczęliśmy poddawać w wątpliwość dokładność słoweńskiego GPSa, ponieważ cel podróży do złudzenia przypominał opuszczoną farmę. Rzeczywistość uparła się jednak właśnie w tym miejscu ulokować pozostałości wielkiego miasta, a wyblakła tablica informacyjna czyniła tą teorię niepokojąco prawdopodobną. Na spotkanie wyszli nam strażnicy, którzy szybko uprzedzili o swojej znikomej znajomości języków obcych i wręczyli nam angielskie wersje ulotek. Według nich, w przeszłości miasto zajmowało kilkanaście hektarów i rzekomo tyle samo terenu należało obecnie do muzeum. Przygotowani byliśmy więc na długie godziny spacerów, lecz rozczarowaliśmy się jak każdy, kto odpowiedział kiedyś na ofertę pracy w "młodym, ambitnym zespole przy ciekawym projekcie marketingowym".

 Przy próbie dokładniejszego opisu tego miejsca, wyrazy takie jak "imponujące" czy "zadbane" raczej stałyby zawstydzone z tyłu i nerwowo szurały nogą po chodniku, podczas gdy "pies", "nasrał" i "antyczny posąg"  z wypiętą piersią pchałyby się na czoło peletonu. Stanowisko archeologiczne składało się ze ruin łuku tryumfalnego, bizantyjskiej świątyni, bezładnego stosu kamieni i małego klasztoru, w korytarzach którego stały potencjalnie starożytne posągi. Rozsiejcie to teraz na obszarze jakiegoś 1 km2, dorzućcie bezkresne pola, dwa bezdomne psy, kilka bunkrów i w ten oto sposób otrzymacie widok na chlubę albańskiej archeologii.

Wiekowe posągi i bezdomny piesek radośnie użyźniający grunt.

Pozostałości po bizantyjskiej świątyni.

Bezdomny pies i przewodnik na pół etatu pilnuje terenu parku archeologicznego.

Dziesiątki hektarów przygody.





Niš, Serbia

Podczas naszej wyprawy na Bałkany postanowiliśmy zatrzymywać się jak najczęściej w niewielkich miejscowościach, aby pełniej poczuć klimat danego kraju. Po opuszczeniu Belgradu los rzucił nas do ojczystego miasta Konstantyna Wielkiego, Nišu. Lokalne muzeum szczyci się trzema zabytkami - nazistowskim obozem koncentracyjnym, wieżą z czaszek serbskich powstańców oraz pozostałościami po starożytnym mieście. W zasadzie z całej trójki tylko wieża z czaszek robi wrażenie większe niż gra polskiej reprezentacji, ale nie oznacza to jednak, że są to miejsca nudne. Wizyta w pobliskich ruinach po raz kolejny dokonała brutalnego gwałtu na zdrowym rozsądku.

Umysł turysty potrafi płatać złośliwe figle. Wyruszając na teren wykopalisk archeologicznych staje nam przed oczami obraz antycznej Troi, gdzie studenci archeologii pracowicie odkopują wspaniałe skarby pod czujnym okiem swoich mentorów. Przyczyniła się też do tego ulotka, która opisywała to miejsce jako "unikatowy kompleks", na którym prowadzono "wieloletnie wykopaliska archeologiczne". Rzeczywistość okazała się nieco bardziej... bałkańska. 

Po przybyciu na miejsce rzucił nam się w oczy nowoczesny budynek, który służył jako stróżówka. Sam strażnik wylegiwał się na leżaku w popołudniowym słońcu, pogrążony w lekturze. Na nasz widok porzucił pół bachiczną pozycję i leniwie podniósł wzrok na grupkę speszonych turystów. Skrupulatnie sprawdził bilety i wpuścił nas na teren obiektu, który błyskawicznie awansował na czoło mojego prywatnego rankingu bezładnych kup kamieni. O ile jednak kupa kamieni to mniej więcej to czego spodziewasz się na terenie wykopalisk, to za cholerę nie mogłem zrozumieć sensu świeżo postawionego budynku, pełnego wdzięku niczym wybite szambo. Żeby wzbogacić jeszcze tę scenerię, pomysłowi Serbowie postawili obok kilka amatorskich replik rzymskich maszyn oblężniczych, które początkowo mylnie uznaliśmy za małpi gaj. Naśladując starożytne techniki budownicze przykryto teren domniemanych stajni arkuszami folii, a przy pomocy kostki brukowej przystąpiono do renowacji antycznych ruin.

Muszę przyznać, że nie do końca rozumiałem zamysł artystyczny tego miejsca. Całość parku archeologicznego zlokalizowana jest zresztą praktycznie na podwórku jednego z miejscowych rolników, którego chałupka stoi kilka metrów od wspomnianych ruin. Pole kartofli, dwie rachityczne jabłonki i zardzewiała antena satelitarna zdradzają ślady obecności autochtonów, którzy zrobili interes życia, sprzedając parę morg gleby bielicowej zapalonym archeologom. W ten sielski obrazek świetnie wpasowały się połacie blachy falistej, która zalega tutaj z bliżej nieokreślonego powodu. Prawdopodobnie jedynymi świadkami dawnego wyglądu tego miejsca są ogryzki dwóch kolumn, które nieśmiało stoją ukryte gdzieś między krzakami ostu i kupą gruzu. 

Najładniejsza część, czyli stróżówka pana Ciecia.

Świeżo postawiony antyczny budynek...
... i tuż za nim antyczna chałupa z rzymską anteną satelitarną.


Renowacja z klasą i pomysłem.

 A w tym miejscu stały kiedyś stajnie. Zrekonstruowano je z wyjątkową dbałością o szczegóły.

Starożytne płyty rzymskiej firmy z Forli. Tuż obok widnieje świetnie zachowany odcisk dłoni samego Cesarza Hadriana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz