wtorek, 4 marca 2014

Rezydencja Janukowycza

Tym razem mój wypad na Ukrainę potoczył się dość niespodziewanie. Po odwiedzeniu pogrążonego w żałobie Kijowa wpadłem na pomysł szybkiej wycieczki do obecnie najliczniej odwiedzanego muzeum w całej Ukrainie, czyli rezydencji Janukowycza w Meżyhirie. Kiedy przed wyjazdem usłyszałem, że jej wartość wyceniana jest na około 2,5 miliarda dolarów, to byłem przekonany, że jest to oczywista pomyłka. Cóż, teraz nie mam żadnych wątpliwości. 

Tej gigantycznej posiadłości nie powstydziłby się Wilk z Wall Street, gdyż natężenie zupełnie absurdalnego przepychu przekracza tutaj wszystkie znane ludzkości normy. Na tym 135 hektarowym terenie wiecznie zapracowany i dbający o dobro narodu prezydent znalazł miejsce m.in. dla całkiem sporego ogrodu zoologicznego, pola golfowego, GALEONU, czyli statku w którym urządził sobie przytulną knajpkę oraz swojej iście bizantyjskiej rezydencji. Tuż po wjeździe na teren posesji znajduje się także niewielki domek jednopiętrowy, w którym oficjalnie zamieszkiwał obywatel Janukowycz, żyjąc skromnie i uczciwie. Do tej małej chatki zapraszał niekiedy dziennikarzy, aby przy grillu udowodnić, że głupie plotki o jego niewyobrażalnym bogactwie są wyssane z palca. 

Samo Meżyhirie mieści się około 30 km od Kijowa, a do tej spokojnej do tej pory miejscowości obecnie zjeżdżają się tłumy Ukraińców z całego kraju. Sznur samochodów ciągnie się kilometrami, a obrotni miejscowi szybko zaczęli parać się drobnym handlem, także bez problemu dostaniecie tutaj herbatę, coś do zjedzenia, a w kilku miejscach dojrzeć można nawet letnie parasole z marką kijowskiego piwa. Dawniej do utrzymywania w porządku księstwa Janukowycza zatrudnionych było ponad 140 osób, przeważnie zamieszkujących na terenie posiadłości. Dziś całości pilnuje Samoobrona Majdanu, która stara się utrzymać ten rozległy teren w porządku i nie dopuścić do grabieży. Co prawda, egzotyczne zwierzęta zostały już wywiezione do innego ZOO, a restauracja na statku już nie świadczy usług, ale i tak potrzebne są znaczne zasoby ludzkie do upilnowania tysięcy zwiedzających.

Większość terenu dostępna jest dla turystów, a opłata w wysokości 10 hrywien jest zupełnie dobrowolna. Wyjątek stanowi jednak sama rezydencja Janukowycza, do której wstęp mają jedynie przedstawiciele prasy posiadający autoryzowaną przez Majdan legitymację prasową. Pewnie moje zwiedzanie skończyło by się jedynie na pocałowaniu klamki i podglądaniu przez okna niesamowitego przepychu tego budynku, gdyby nie pewien szczęśliwy zbieg okoliczności. Mówiąc dokładniej, poprzedniego wieczora spożywałem alkohol z Ukraińcami, z których jeden posiadał wspomnianą legitymację i zgodził się nam towarzyszyć w tej drobnej eskapadzie. W ten sposób zostałem przedstawiony jako poważny, niezależny dziennikarz z Polski i po przestudiowaniu mojego paszportu wpuszczono mnie do środka. Do pilnowania nas wyznaczono młodego chłopaka w prowizorycznej kamizelce kuloodpornej, która nieco kontrastowała z pluszowymi kapciami noszonymi przez wszystkich strzegących rezydencji Janukowycza. 

Pomimo całej klasy i przepychu ciężko jednak zachwycać się tym miejscem. Ukraińcy są tego świadomi i zwiedzają wybudowane za ich pieniądze złote toalety ze specyficznym połączeniem podziwu i wściekłości.  Nie można się też oprzeć wrażeniu, że coś takiego stworzyć mógł tylko chory i pozbawiony zasad człowiek, pełen samouwielbienia i gigantycznych kompleksów. Z tych też powodów zresztą kazał uszyć sobie bogato wyszywany strój cara, który odnaleziono potem w jego garderobie. Ja sam chodziłem po tej rezydencji z jakimś dziwnym, nabożnym przejęciem i bałem się dotknąć czegokolwiek, zupełnie jak w muzeum. Po chwili przychodzi jednak refleksja i człowiek uświadamia sobie, że jeszcze kilka dni temu żył tutaj "demokratycznie wybrany prezydent" i bez większych wyrzutów sumienia czyścił kibel złota szczotką. 

Cóż, zobaczcie zdjęcia. 

Pałac Janukowycza w pełnej krasie.
Na wejściu wita nas kolekcja przedmiotów ze złota plus kilka dzieł sztuki.
Koniaczek prezydenta.
Salon, a w tle widać pechowców bez legitymacji prasowej. 

Tutaj wielki wódz odpoczywał po kolejnym dniu bycia sobą. 
Zbierackie hobby prezydenta, czyli kolekcja amunicji. 
Salonik.

Chyba najciekawszy przedmiot w rezydencji. Wewnątrz fortepianu wygrawerowany jest napis "You may call me a dreamer". Cóż, ciężko się nie zgodzić. 

Widok na hrabstwo.

Rzeźba z kości słoniowej o długości ponad 1,5 metra. Nawet nie próbujcie sobie wyobrazić jej ceny.
Ok, to teraz pomnóżcie tą cenę przez dwa i dodajcie zero na końcu. 
Sala trono... ekhm, konferencyjna. 
A tutaj wypoczywała obecna nałożnica Janukowycza. Pomimo przepychu i zamiłowania do luksusu, niestety, pan dyktator zapewnił sobie jedynie przeciętniej urody kochankę.

Ostatni oglądany film, "Towarisz Stalin". Osobiście uważam, że jest to trochę oszukane zdjęcie i płyta została położona w tym miejscu celowo. 

Istne kuriozum, czyli kapliczka w domu. Obok tekst modlitwy przed rozpoczęciem dnia, potem trochę mordowania, trochę defraudacji i już można zasnąć snem dobrego chrześcijanina.

Tak, to jest winda.

Plazma wisi na każdej ścianie, także w łazience też nie mogło jej zabraknąć.
Kolekcja zegarków. Obecnie - niestety - pusta.
Złoty prysznic i szczotka do kibla. Toaleta ze złotym kiblem niestety nie była tego dnia dostępna. 


Antyczne kolumny przywiezione z Grecji. No bo kto bogatemu zabroni?
A to oficjalny dom Janukowycza. Pewnie trzymał tutaj przetwory. 
Statek i restauracja w jednym.