czwartek, 12 września 2013

Belgrad

Belgrad, Serbia


Po opuszczeniu gościnnych Węgier udaliśmy się światowej stolicy turbofolku - Belgradu. To miejsce pełne sprzeczności, w którym Czas zgubił dalszą drogę gdzieś pod koniec lat 90-tych i zniechęcony postanowił przejść na zasłużoną emeryturę. W powietrzu unosi się ciężki zapach spalin wypluwanych przez leciwe Zastavy, które poruszają się z prędkością budowy polskich autostrad. Te jeżdżące pomniki serbskiej myśli motoryzacyjnej wielokrotnie zdobywały prestiżowy tytuł "najgorszego samochodu w historii motoryzacji" i obecnie występują jedynie na terenie dawnej Jugosławii.

Chłonąc tą atmosferę cieszyliśmy się niczym piłkarze San Marino po strzeleniu bramki reprezentacji PZPN, lecz szybko musieliśmy stawić czoła bałkańskiej logice. Początkowo zaparkowaliśmy nasze Vovlo na miejskim parkingu, lecz oniemieliśmy ze zdziwienia, kiedy strażnik poinformował nas o astronomicznej cenie za postój w tym miejscu. Szybko zakwaterowaliśmy się w hostelu i zaczęliśmy rozważać ukrycie naszego Demona Szos w schowku na bagaż albo przykrycie go kartonami i przebranie go za Transformersa. Z pomocą przyszedł nam recepcjonista, który polecił nam postawienie samochodu w dowolnym miejscu ulicy i ... spokojne zbieranie pamiątek w postaci mandatów za złe parkowanie. System faktycznie się sprawdził, a na dodatek dwa mandaty i tak opiewały na sumę znacznie niższą niż koszt postoju na wspomnianym wcześniej parkingu.

W Belgradzie praktycznie nie ma zabytków z czasów osmańskich, bo w przypływie narodowego natchnienia Serbowie zniszczyli większość budowli przypominających im o latach tureckiego panowania. W efekcie miasto pozbyło się ogromnej części swojej historii i za wyjątkiem rzymskiego zamku nie posiada zbyt wielu zabytków z dawnych wieków. Serbowie zdali sobie chyba sprawę z drobnych niedostatków stołecznej architektury i postanowili odbudować symbol dawnej świetności, czyli cerkiew św. Sawy. Cerkiew musiała być wielka jak serbski naród, pełne przepychu i potęgi, aby nikt nie wątpił, że Belgrad wspaniałym miastem jest i basta. W związku z tym pełnymi garściami czerpano z klasyków architektury monumentalnej, takich jak bazylika św. Piotra lub nowa siedziba ZUSu i mądre głowy w końcu stworzyły projekt przeogromnej cerkwi. Ten pomnik serbskiej dumy szybko stał się symbolem miasta i szturmem wdarł się do facebookowych galerii podróżników odwiedzających Belgrad. Najwyraźniej jednak zabrakło funduszy, czasu lub chęci i wnętrze budowli wciąż straszy zimnym betonem, a kafelki czekają na położenie.

Cerkiew św. Sawy, wizytówka Belgradu.
Tak wyglądało wnętrze świątyni w 2011 roku...
... a tak w 2013. Wykończeniówka nie jest najmocniejszą stroną Serbów.
Jednymi z bardziej charakterystycznych punktów serbskiej stolicy są ruiny dwóch budynków, znajdujące się na jednej z najbardziej reprezentacyjnych ulic Belgradu. Budynkami tymi są dawne gmachy Sztabu Generalnego i MSW, które zostały zbombardowane przez NATO jako odpowiedź na co najmniej niedżentelmeńskie poczynania serbskich wojsk w Kosowie. Ruiny świetnie widać z okien serbskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, co z pewnością nie pozostaje bez wpływu na kształt polityki zagranicznej. Dodaje to kolorytu rozmowom na linii Bruksela - Belgrad, choć obie strony wolą ukrywać problem pod płaszczem uśmiechów i uścisków dłoni. Nie można zapominać, że na Bałkanach każda nacja posiada nieco odmienne spojrzenie na historię wojny w byłej Jugosławii i żadnej z nich nie można odmówić pewnej racji. Bombardowanie Belgradu w ramach "interwencji humanitarnej" trwało przez prawie trzy miesiące i z humanitaryzmem nie miało zbyt wiele wspólnego.




Wygląd pozostałych dzielnic Belgradu też pozostawia nieco do życzenia. Przez długi czas próbowałem znaleźć w tym mieście choćby jedną ścianę, która nie widniałoby graffiti. Nie jest to widok specjalnie miły dla oka, ponieważ większość haseł informuje nas, że "Łysy tu był", "Crvena zvezda Pany!" albo że "Sava to męski narząd płciowy". Z drugiej strony przy miejskim deptaku znajdują się sklepy nieprzyzwoicie drogich marek, a nocne życie nad brzegiem Sawy lub Dunaju może oszołomić przepychem. Nie bez powodu zresztą mawia się, że w zacumowanych tam barkach można spotkać najwięcej posiadaczek sztucznych piersi w Europie na metr kwadratowy. Poza tym to miasto warto odwiedzić także dla najlepszej na Bałkanach pljeskavicy, którą można nabyć praktycznie na każdym rogu cenie przystępnej nawet dla polskiego studenta.


Widok na ujście Sawy do Dunaju. Może nie jest najbardziej spektakularny, ale to pierwsze panoramiczne zdjęcie, które wyszło moim chińskim maleństwem.

Barki, czyli miejsce gdzie spotykają się młodzi, piękni i bogaci. Dość powiedzieć, że nie zostałem stałym bywalcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz