niedziela, 3 listopada 2013

Bośniackie piramidy

Rozwój techniki regularnie posyła do grobu kolejne profesje, a związane z nimi oferty pracy regularnie znikają z gablot w pośredniakach. Kariera flisaka czy zecera jest obecnie równie popularna co Pierwsza Komunia Święta na VHS, lecz taką cenę płacimy za zmywarki i miliony filmów o kotach na YouTube. Jednym z najwcześniej wymarłych zawodów był ciekawy i podziwiany przez niewiasty fach budowniczego piramid, którego przedstawiciele tłumnie zamieszkiwali tereny dzisiejszego Egiptu. Jeśli starożytne cywilizacje akurat potrzebowały cholernie wielkiej budowli ku czci obecnego władcy z przerostem ego lub nowej siedziby do odprawiania krwawych obrzędów, to dość naturalną formą wydawał się monstrualnej wielkości stożek. Wielkiej pomysłowości to nie wymaga, a do najbliższej IKEI pozostało kilka tysięcy kilometrów i mniej więcej tyle samo wieków Delorianem, więc trzeba było sobie radzić bez rurek PCV i zaprawy reklamowanej przez znanego Strongmena. Podróże kształcą, także pewnego razu dowiedziałem się, że to właśnie Bośniacy roszczą sobie prawa do spuścizny po najstarszych pracach inżynierskich wspomnianych fachowców.

Od dziecka byłem zafascynowany przygodami Indiany Jonesa, a w wieku młodzieńczym nie mogłem oderwać oczu od co najmniej przygodowo ubranej panny Croft. W związku z tym, kiedy tylko właściciel naszego hostelu w Sarajewie wspomniał nam o bośniackich piramidach, szybko spakowałem swój skromny dobytek, przygotowałem kanapki z jakiem i wyruszyłem robić słodkie zdjęcia pod piramidami na fejsbuka. Wspomniane atrakcje znajdują się w miejscowości Visoko, która to zgodnie z zapewnieniami pewnego bośniackiego archeologa już lada moment przyćmi egipską Dolinę Królów.

Skąd w ogóle wziął się cały ten pomysł? Trzeba przyznać, że największe wzgórze w miejscowości Visoko posiada zadziwiająco stożkowaty kształt, przynajmniej jeśli chodzi o trzy z czterech zboczy góry. Ludzka pomysłowość rzadko daje się okiełznać logice, także pojawienie się pomysłu o ukrytych piramidach było równie nieuniknione, co powstanie sportu polegającego na rzucie karłem. Pewnego dnia znalazł się ktoś, kto wcinając niedzielny obiad przy teleodbiorniku ustawionym na dokument Discovery, podniósł wzrok z pustego talerza, spojrzał ku wzgórzom i smrekom, z powagą podrapał się w głowę i zawołał głosem Archimedesa dokonującego kąpieli: "Baaaśka! Cho no tu, ale gazem! Czy te górki za oborą starej Wójcikowej to ci czegoś nie przypominają?". Dalej już jakoś poszło, tym bardziej, że idea piramid w samym sercu zniszczonym wojną kraju zyskała na jakiś czas aprobatę władz.

Badania terenu wykazały absolutnie wszystko i zupełnie nic. Oficjalna ulotka głosi, że badania uczonych w Piśmie i geologii wykazały, że góra skrywa w sobie znacznych rozmiarów płyty, a w okolicy odnaleziono ślady działalności człowieka z czasów prehistorycznych. Bośniacy stwierdzili, że ustalą wiek powstania potencjalnych piramid poprzez określenie wieku ziemi, która je pokrywa. Gleba okazała się spokojnie spoczywać w tym miejscu od 14 tysięcy lat, także grupa badaczy nie wahała się nawet przez chwilę okrzyknąć swoje znalezisko najstarszymi piramidami na świecie i domagać się kompletnej rewizji podręczników do historii. Nie przejęli się przy tym, że w tym okresie Europę pokrywał pokaźnych rozmiarów lądolód, który minimalnie mógł utrudnić prowadzenie prac budowlanych. Teorii o pochodzeniu piramid jest sporo, a wśród nich nie mogło zabraknąć także tych zawierających pomoc szanownych obywateli Atlantydy oraz innych sił kosmicznych. Entuzjaści szybko doszukali się większej ilości gór o stożkowatym kształcie bośniacka Dolina Piramid, w skład której wchodzi Piramida Słońca, Księżyca, Smoka, Miłości i kilka innych mniej znanych pagórków.

Cały szkopuł jednak w tym, że na dzień dzisiejszy wspomniane piramidy są jedynie mile widzianym stanem docelowym. Obecnie przypominają one bardzo zadbaną i równo usypaną kupę ziemi wymieszaną ze szczyptą  krzewów i doprawioną do smaku kilkoma studentami archeologii. Najbardziej egzotycznym akcentem w mieście jest myjnia samochodowa Faraon i pobliska restauracja Camel, która pasuje do klimatu bośniackiej mieściny jak wojownik Masajów do imprezy w remizie. Marketingowa machina ruszyła i nawet nie myśli zwracać uwagi na głos rozsądku, bo miejscowi na straganach sprzedają pamiątki z Atlantydy, starożytne monety z e-bay oraz całą masę figurek przedstawiających piramidy we wszelkich możliwych kształtach i rozmiarach. Co bardziej pomysłowi badacze stwierdzili, że największa z piramid emituje w przestrzeń słup energii, który na ulotkach wygląda mniej więcej jak start wahadłowca Columbia.

Nasz zdrowy rozsądek podejrzliwie patrzył się na całe to piramidowe szaleństwo, dlatego postanowiliśmy wspiąć się na największy z pagórków. Przy wejściu znajdowało się małe stanowisko wykopaliskowe, gdzie grupka młodych ludzi poważnie wbijała szpadle w ziemię, tak aby wszyscy potencjalni turyści mogli podziwiać ich pracę. Kilka kroków dalej natknęliśmy się na babcię odzianą w mieszankę prawdopodobnie wszystkich ludowych strojów świata, która na swoim małym straganie sprzedawała miody na każdą dolegliwość, począwszy od reumatyzmu, przez alergię, zaburzeń potencji i na dendrofilii kończąc. Troszkę przez przypadek wdaliśmy się z nią w akademicką dyskusję na temat archeologii północnej części Półwyspu Bałkańskiego, wykorzystując w niej ciekawą mieszaninę wszystkich dostępnych nam słowiańskich języków oraz kursu podstaw migowego dla turystów. Babcia wytłumaczyła nam, że najciekawsze wykopaliska w postaci bandy studentów już minęliśmy, a na szczycie nie ma nic oprócz nawiedzonego przewodnika z plikiem drogich biletów wstępu oraz kilku naprawdę ładnych krzaków. Podziękowaliśmy jej za dobrą radę i raz jeszcze spojrzeliśmy na górę, aby upewnić się, że nie przegapimy gigantycznego promienia energii wysyłanego w kosmos i udaliśmy się na objazd tej ciekawej miejscowości.

Teoria o bośniackich piramidach zbudowanych przez prehistoryczną cywilizację w czasie zlodowacenia ma kilka niedociągnięć. Drobnym problemem jest też to, że odnalezione w pobliżu siedliska ludzi faktycznie podchodzą sprzed naszej ery, ale liczą sobie najdalej kilka tysięcy lat. Póki co nie dość, że brakuje sensownej teorii o pochodzeniu piramid, to jeszcze nie ma żadnych dowodów na ich istnienie gdzieś pod zwałami sędziwej gleby. Stożkowaty kształt gór robi pewne wrażenie, ale z drugiej strony podczas naszej drogi do domu jeszcze kilkukrotnie napotkaliśmy pagórki o podobnych kształtach, także z niecierpliwością oczekujemy na pierwsze odkrycia piramid pod Kielcami. Z drugiej strony niemożliwe historie są najciekawsze, także gorąco kibicuję bośniackim szpadlom, aby w końcu natknęły się na grobowce faraonów. Logika jednak podpowiada, że jeśli po kilku latach szukania piramidy wciąż jej nie odkopano, to niebawem nad restaurację Camel mogą nadejść ciemne chmury zwątpienia.

Bośniacka Piramida Księżyca, która póki co uparła się wyglądać jak stożkowaty pagórek.

Visoko, a gdzieś na drugim planie - piramida.

Bośniacki artysta nie gustuje w półśrodkach i z jego wizji piramidy emanuje płomień kosmicznej energii.

W tym tonie utrzymane są wszystkie informacje o potencjalnych artefaktach.

Dzielne studenciaki walczą z glebą bielicową w poszukiwaniu piramidy.

Kolejna wizja artystyczna piramidy. Na straganie można było kupić także talizmany z każdej strony świata i sporo pamiątek po Atlantach.

To prawdopodobnie Piramida Smoka, Piramida Miłości lub zwykły pagórek.

Piramida Słońca w tle, a na pierwszym planie mój ulubiony bałkański pojazd.

Któraś z piramid. Choć w sumie nie jestem pewien, bo równie dobrze to zdjęcie mogło zostać zrobione gdzieś na Węgrzech.

A na deser link do bośniackich piramid z Google Maps.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz